Islandia
Islandia
Jedyna w swoim rodzaju kraina o przepięknych krajobrazach, niesamowitej przyrodzie, z uroczymi, mięciutkimi owieczkami.
Okoliczności wyjazdu
Data podróży: 8-14 czerwca 2019
Wyjazd na Islandię był moim marzeniem od bardzo dawna. Niestety, ze względu na koszty, konieczność wyboru odpowiedniej pory roku oraz specyfikę tego miejsca wpływającą na organizację podróży, ciągle odkładałam go w czasie. Zależało mi na uniknięciu islandzkiej zimy oraz żeby mieć wystarczająco dużo czasu, na objechanie wyspy dookoła.
Sporo trudności sprawiło mi wybranie odpowiedniej wypożyczalni samochodowej. W temacie miałam zerowe doświadczenie, nie posiadałam nawet prawka i to nie ja miałam być kierowcą. Zdecydowałam się ostatecznie na Blue Car Rental i z pewnością mogę polecić tę firmę. Zaplanowałam też kilka noclegów, każdy w innym miejscu wyspy. Nie pozostało więc nic innego, jak w końcu wyruszyć w upragnioną przygodę 😀
Podróż dookoła wyspy
Na Islandię dolecieliśmy wieczorem, ale dzięki występującemu tam zjawisku białej nocy, ciągle było jasno. Trochę dziwne to było uczucie, gdy dzień się tak rozciągał. Do tego już od pierwszych chwil uwagę zwracał nietypowy, jałowy krajobraz. Trochę jak wizyta na innej planecie 😉
Odpuściliśmy sobie zahaczenie o Rejkiawik już na samym początku, dlatego pierwszą noc spędziliśmy nieco wcześniej, w Hafnarfjörður, a kolejnego dnia od razu wyruszyliśmy w drogę do Golden Circle. Te największe atrakcje turystyczne chcieliśmy mieć szybko z głowy, zwłaszcza, że i tak tłumy turystów troszkę odbierały im klimatu 😉 Niezależnie od tego i tak zrobiły na mnie wrażenie. Park Narodowy Þingvellir zachwycił swoją przepiękną przyrodą, z kolei Geysir i okoliczne źródła termalne okazały się być intrygującym zjawiskiem. Chociaż trochę zirytował mnie jedyny czynny gejzer Strokkur, który złośliwie najefektywniejsze wybuchy zaliczał akurat wtedy, kiedy od niego odchodziliśmy, czy odwracaliśmy się tyłem 😛
Na koniec potężny wodospad Gullfoss również bardzo efektownie się zaprezentował. Ponieważ to był ciągle początek pobytu w Islandii, nie przyzwyczaiłam się jeszcze do tamtejszej przyrody i w czasie jazdy non stop zachwycały mnie jakieś nawet najbardziej pospolite widoczki 😅
Na południu wyspy zatrzymaliśmy się w okolicy Hvolsvöllur, u podnóża przepięknych zielonych gór, z widokiem na ocean oddali. Stamtąd mieliśmy bliziutko do wodospadu Skógafoss, który nie dość, że sam w sobie był imponujący, to w jego pobliżu można było się wspiąć i przejść kawałek widowiskowym szlakiem. Podczas dalszej drogi zahaczyliśmy jeszcze o miasteczko Vík, gdzie poza uroczym krajobrazem zobaczyliśmy trochę od drugiej strony Czarną Plażę i wystające z oceanu skały o intrygujących kształtach. W dalszą drogę ruszyliśmy mijając zmieniającą się scenerię. Były zarówno pustkowia, pełne jedynie skał będących pozostałościami lawy, czy rozległy, równinny teren porośnięty delikatnym, unikalnym, islandzkim mchem.
Na trasie przejeżdżaliśmy też obok lodowca, w okolicy którego od razu zrobiło się pochmurno i chłodno. Jeszcze tego samego dnia trafiliśmy na Jökulsárlón, jezioro powstające z topniejącego lodowca. Muszę przyznać, że zrobiło na mnie niesamowite wrażenie. Ponura pogoda, dryfujące bryły lodowe… miało to jakiś tajemniczy klimat. Na koniec dnia trafiliśmy do Höfn. Na kempingu w tym mieście postanowiliśmy w na próbę spędzić noc w samochodzie… Spać co prawda się dało, ale było średnio komfortowo i dość chłodno, dlatego na przyszłość zdecydowanie odpuszczę sobie takie eksperymenty 😅 Natomiast ogólnie była to dość popularna forma noclegu, zwłaszcza jeśli ktoś pożyczył większy samochód, czy nawet campera.
Następnego dnia wycieczki odwiedziliśmy Djúpivogur, portowe miasteczko, w którym znajduje się Langabúð, jeden z najstarszych budynków w Islandii. Poza tym nie skupialiśmy się jakoś szczególnie na odkrywaniu atrakcji, cieszyłam się po prostu mijanymi widokami. Do tego dość wcześnie dotarliśmy do naszego kolejnego noclegu w okolicy Hrafnabjorg, który zdecydowanie był moim ulubionym i gdzie mieliśmy sporo czasu na cieszenie się scenerią.
W czasie jazdy tyle razy widziałam te urocze, pasące się przy drodze stada owieczek i w końcu trafiła się okazja, żeby jedną z nich przytulić 😍 Właściciela pensjonatu miała również farmę i jedno z jagniątek pozwoliła mi potrzymać 💕 Poza tym okolica była przepiękna, domek znajdował się na wzgórzu, panowała taka sielankowa atmosfera… po prostu marzenie i ciężko było stamtąd wyjechać. No ale Islandia miała jeszcze sporo do zaoferowania, więc trzeba było ruszać w drogę.
Kolejnego dnia zobaczyliśmy wodospad Dettifoss, niechcący wybierając żwirową drogę przez kompletne pustkowie oraz Hverir, obszar geotermalny. Niezwykłe miejsce, które przywitało nas niesamowitym smrodem, pełne bulgoczącej lawy, gorącej temperatury i kłębów dymu. Później już było spokojniej, bo zobaczyliśmy Jezioro Mývatn i okoliczne zjawiskowe pseudokratery Skútustaðagígar. Wspięliśmy się też na wygasły wulkan Hverfjall. Miejsce naszego kolejnego noclegu również było urokliwe — tym razem trafiliśmy na okolicę fiordu Eyjafjörður.
Podczas następnego dnia podróży widniało już powoli nad nami widmo powrotu do domu. Zahaczyliśmy jeszcze o tradycyjną farmę Glaumbær i malowniczy wodospad Hraunfossar. Powoli zbliżaliśmy się do cywilizacji, kolejną noc spędziliśmy w mieście Akranes, a nazajutrz odwiedziliśmy Rejkiawik. Na koniec pobytu nie pozostało nic innego, jak zobaczyć słynną Błękitną Lagunę i zrelaksować się w geotermalnym spa.
Wrażenia
Ciężko opisać słowami, jak wyjątkowym i przepięknym miejscem jest Islandia. Zachwycałam się nią na każdym kroku. Do tego jej geologia i klimat pozwały na zobaczenie fascynujących miejsc i zjawisk, nie pojawiających się nigdzie indziej. Przed samym wyjazdem miałam sporo obaw, że pogoda nie dopisze, że zmarzniemy itp. Koniec końców szczęście nam dopisało i przez większość czasu było słonecznie. Owszem, często mocno wiało, ale nie na tyle, żeby przykładowo wyrywać drzwi z samochodu. Poruszaliśmy się głównie drogą numer 1 i jazda nią była bardzo przyjemna. Nie natrafiliśmy na żadne trudny warunki, jedynie parę żwirowych dróg. Chociaż nasz samochód przy oddawaniu był i tak niesamowicie brudny, a zawartość podłogowych wycieraczek mogła wskazywać, że próbowaliśmy przewieźć w nich kawałek pustyni 😅 Największym zagrożeniem okazały się być owce, których jest tam więcej niż ludzi. Zwłaszcza młode i rozbrykane, całe szczęście zawsze jeździliśmy ostrożnie, bo było blisko 😅
Zaskoczyło mnie też jak bardzo różnorodna jest Islandia. Potrafiliśmy nie raz przejeżdżać przez przepiękne zielone góry, by później znaleźć się w terenie porośniętym w całości fioletowym łubinem, a gdzie indziej z kolei nie ma już nic, tylko pozostałości lawy. Dlatego cieszę się, że objechaliśmy wyspę dookoła, bo właściwie każdy dzień był inny. Jedyne, czego żałuję, to że pobyt był tak krótki. Zabrakło czasu, żeby zboczyć z głównych szlaków i dotrzeć do nieco bardziej ukrytych zakątków. Mam nadzieję, że uda mi się to jeszcze w przyszłości nadrobić.
Minusem Islandii niewątpliwie są tamtejsze ceny, z drugiej strony dzięki temu, że jest to kraj rozwinięty łatwo się tam odnaleźć. Poziom usług był na wysokim poziomie, praktycznie wszyscy, których spotkaliśmy mówili po angielsku (albo nawet polsku 😁). Noclegi były zawsze czyste i bardzo komfortowe, prawie wszędzie dostępne były wygodne płatności bezgotówkowe. Spodobał mi się też poziom zaufania, jaki tam panuje. Nie trzeba na każdym kroku zamykać drzwi itp.
Ciągle pod pewnymi względami wydaje mi się, że to jednak trudne miejsce do życia. Ze względu na odległości czy klimat, który pewnie zimą musi być dotkliwy. Natomiast jeśli chodzi o kierunek podróży, to jest to po prostu marzenie 😍 Ciężko mi wymienić jakieś piękniejsze miejsce, do którego tak często wracałabym wspomnieniami. Do tego mam sentyment do samego wyjazdu, ponieważ był moim pierwszym takim road-tripem. Liczę na to, że uda mi się tam jeszcze kiedyś wrócić. Bo naprawdę warto!