Mołdawia i Ukraina — mini EuroTrip 2019
Mołdawia i Ukraina — mini EuroTrip 2019
Piękna Mołdawia, sprawdzona Ukraina i bomba w pociągu na koniec. Coroczna majowa wycieczka po Europie tym razem na mniejszą skalę, ale równie interesująca.
Okoliczności wyjazdu
Data podróży: 27 kwietnia - 5 maja 2019
Tym razem weekend majowy postanowiłam wykorzystać na podróż w stosunkowo niedalekie rejony, ale gdzie wiedziałam, że podróż może być nieco czasochłonna. Czyli do Mołdawii i trochę przy okazji do Ukrainy.
Na początek Ukraina — Lwów i Czerniowce
Na Ukrainę łatwo można dostać się pociągiem, do tego z moich dotychczasowych doświadczeń transport kolejowy całkiem dobrze tam funkcjonuje. Pociągiem dojechaliśmy do Lwowa. Była to moja druga wizyta w tym mieście. Za pierwszym razem byłam tam wcześnie rano, gdy nawet pod budynkiem Opery ciężko było kogoś spotkać. Tym razem było zupełnie inaczej, do tego trafiliśmy na okres prawosławnej Wielkanocy. Widzieliśmy więc ludzi z koszyczkami, a przed Operą rozstawiony był jarmark wielkanocny. Spędziliśmy we Lwowie kilka godzin, po czym przyszła pora na nasz kolejny przystanek. Mianowicie Czerniowce, gdzie dojechaliśmy regionalnym pociągiem.
Miasto to położone jest w pobliżu granicy z Rumunią i Mołdawią. Spodobał mi się jego kameralny klimat, to, że nawet główne ulice wyłożone były kostką brukową. Co prawda ze względu na święta większość sklepów i restauracji była zamknięta, ale przy głównym deptaku udało nam się zjeść przepyszny obiad. Spędziliśmy tam dwie noce i w końcu przyszła pora aby wyruszyć do Mołdawii.
Mołdawia
Droga do Mołdawii z pewnością nie należała do zbyt komfortowych 😅 Jechaliśmy małym busikiem, a kierowca, mimo fatalnego stanu dróg, chętnie utrzymywał dużą prędkość. Zaliczyliśmy klika postojów w mołdawskich miejscowościach, pozgarnialiśmy ludzi z losowych miejsc i w końcu po ponad 7 godzinach jazdy dojechaliśmy do celu, czyli miasta Orhei. Tam starczyło czasu tylko na szybkie zakupy, po czym czekający na nas taksówkarz zawiózł nas do najbardziej wyczekiwanego punktu wycieczki. Była nim tradycyjna mołdawska wioska Trebujeni i pensjonat Vila Roz. Był to jeden z najfajniejszych noclegów, w których przyszło mi się zatrzymać. Sielski, wiejski klimat, pyszne domowe jedzenie i przemiła gospodyni. Idealne miejsce, żeby się trochę zrelaksować i odpocząć.
Miejscowość ta położona była w sąsiedztwie Orhei Vechi, kompleksu historyczno-archeologicznego. Było to niesamowite miejsce. Wysoko w skałach znajdowały się wykute jaskinie, pełniące niegdyś funkcje klasztorów. Można było się do nich wspiąć, zobaczyć je od środka i poczuć ich niespotykany klimat. Do tego z góry prezentował się przepiękny widok na okolicę, mnóstwo zieleni, skały o unikalnej formie i spokojnie płynąca rzeka Reut. Dodatkowym plusem było to, że w tej ogromnej przestrzeni nie było praktycznie nikogo i mogliśmy ją spokojnie odkrywać. W pobliżu wioski odwiedziliśmy ruiny łaźni tureckiej, po czym udaliśmy się w dłuższy spacer w kierunku klasztoru. Po krótkiej wspinaczce mogliśmy zobaczyć jedyny funkcjonujący jeszcze klasztor w jaskini, zamieszkały przez wiekowego mnicha. To miejsce odwiedzało wiele osób, w tym zapewne pielgrzymów. Otoczenie i klimat robiły niesamowite wrażenie.
Trzeciego dnia z żalem przyszło nam opuścić Trebujeni, żeby udać się do stolicy, Kiszyniowa. Tam spędziliśmy kolejne dwie noce, zrobiliśmy też sobie wycieczkę do winnicy w Cricovej. Zwiedzaliśmy tam rozległe piwnice, gdzie łączna długość dróg wynosiła ponad 100km. Dowiedzieliśmy się też co nieco o powstawaniu winna, które jest dumą Mołdawii. A na koniec oczywiście degustacja 😁
Bardzo spodobała mi się Mołdawia oraz jej przepiękne krajobrazy pełne zieleni. Niestety widać, że kraj ma jeszcze sporo do nadgonieni. Widząc ludzi zajmujących się rolnictwem przypominała mi się Polska sprzed wielu lat. Rzuciło mi się też w oczy parę reklam biur pośredniczących w pracy w Polsce właśnie. Mimo tego, kraj ten ma z pewnością wiele do zaoferowania.
Na koniec czekała nas całkiem przyjemna podróż pociągiem do Odessy. Po drodze przejeżdżaliśmy m.in przez Nadniestrze, czyli nieuznawane państwo na terenie Mołdawii.
Odessa i powrót do domu
Ostatnim miastem, które odwiedziliśmy podczas tej wyprawy była Odessa. Całkiem ładne nadmorskie miasto, w którym wrażenie robił rozległy port. Po jednej nocy w tej miejscowości kolejną przyszło nam spędzić w pociągu do Lwowa, który jechał ponad 12 godzin. Na szczęście w rozsądnej cenie mogliśmy zakupić miejsca w 2-osobowym przedziale całym dla nas, dlatego podróż minęła komfortowo. Spędziliśmy jeszcze trochę czasu we Lwowie, po czym przyszła pora na podróż do domu. I niestety tu już nie było tak wesoło… Okazało się, że w pociągu znajduje się walizka, do której nikt się nie przyznaje. Długo staliśmy na granicy w Medyce, celnicy bezskutecznie poszukiwali właściciela, co ostatecznie ze względu na podejrzenie bomby skończyło się ewakuacją całego pociągu. W szczerym polu. W deszczu. Pieszo przez tory z bagażami trzeba było jakoś doczłapać do bardziej ruchliwej części Medyki. Niestety na niewiele się to zdało, bo nawet taksówki już nie wyrabiały z kursowaniem. Transportu zastępczego oczywiście nie zapewniono i tak oto kilkuset pasażerów pozostawiono samym sobie przez jedną walizkę. Cudem załapaliśmy się na jakiegoś busa do Przemyśla. Do walizki wezwano wszelkie służby łącznie z pirotechnikami. Po wielu godzinach oczywiście okazało się, że żadnej bomby tam nie było. Ogólnie nie polecam takich wrażeń 😱
Pomijając tę uciążliwą końcówkę, całą podróż wspominam bardzo miło. Fajnie było się gdzieś wybrać korzystając tylko z transportu lądowego. Szczególnie pozytywne wrażenie zrobiła na mnie Mołdawia i okolice Orhei Vechi. Z chęcią jeszcze bym tam kiedyś wróciła 😊