Koleją przez Europę z Interrail — majowy EuroTrip 2016
Koleją przez Europę z Interrail — majowy EuroTrip 2016
Będąc niegdyś miłośniczką kolei, od momentu gdy dowiedziałam się o istnieniu czegoś takiego jak Interrail Pass, podróż pociągami po Europie stała się moim marzeniem. W maju 2016 udało mi się je w końcu zrealizować.
Czym właściwie jest Interrail?
Interrail Pass to coś w stylu biletu, dzięki któremu możemy podróżować ile wlezie pociągami w 30 europejskich krajach. Liczba dni, w których możemy tak sobie jeździć jest ograniczona, natomiast niekoniecznie muszę one następować jeden po drugim. Konkretne liczby zależą od wariantu karty, przykładowo 5 dni przejazdów do wykorzystania w 15 dni. Nie trzeba już później kupować żadnych biletów, można wsiadać do dowolnego pociągu (jest kilka nielicznych typów pociągów z innymi zasadami), trzeba jedynie pamiętać o skrupulatnym notowaniu każdego połączenia, z którego korzystamy w dołączonej tabelce.
Ostateczny plan był taki: Samolotem do Bazylei, stamtąd zaczynam trasę po Szwajcarii, zahaczenie o Liechtenstein, przez Austrię do Słowenii, Chorwacja, Węgry, Słowacja, znowu Austria (tym razem Wiedeń) i stamtąd przez Czechy (w tych już bez przystanku) z powrotem do Polski. I to wszystko w 6 dni!
Kolejnym wyzwaniem było to, że w związku z tym ciągłym przemieszczaniem się, nie mogłam wziąć za dużo bagażu. Dlatego w drogę wyruszyłam tylko z jedną torebką, ale jakoś udało się przetrwać. Pojechałam oczywiście całkiem sama.
Szwajcaria
Pierwszym przystankiem na mojej trasie była Bazylea. Dostałam się tam samolotem i miłym akcentem było to, że mając zakwaterowanie można było korzystać z transportu publicznego za darmo. Z drugiej strony noclegi miały tam straszne ceny. Wybrałam YMCA Hostel, w którym nie dość, że było drogo, to jeszcze brakowało śniadania w cenie. Samo miasto od razu mnie zauroczyło. Zadbane, ładne i z fajną, leniwą atmosferą (może po prostu na początek weekendu?). Szczególnie tereny nad rzeką były przyjemne.
Następnego dnia zebrałam się stosunkowo wcześnie, żeby wyruszyć w dalszą podróż. Pierwsze skorzystanie z Interraila odbyło się bez problemów. Natomiast nieco się rozczarowałam, bo nie wiedzieć czemu poczyniłam założenie, że w szwajcarskich pociągach to na pewno jest wifi. W celu realizacji mojego planu z odwiedzeniem wszystkich stolic, nadłożyłam trochę drogi, żeby odwiedzić Berno (choć to w sumie nie do końca stolica). Stamtąd skierowałam się do Zurychu, kolejnego z pięknych szwajcarskich miast.
Generalnie pociągi są świetną formą podróżowania po Szwajcarii. Raz, że szybkie i wygodne, dwa, widoki są niesamowite! Przepiękny, górzysty krajobraz przepełniony zielenią. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie trasa kolejowa przy Jeziorze Zuryskim i Walensee. Widoki niczym wyjęte ze zdjęć na puzlach… czyściutka woda, a nad nią potężne Alpy! To trzeba zobaczyć. Tego samego dnia zahaczyłam jeszcze o dwie mniejsze szwajcarskie miejscowości, leżące w Alpach — Buchs SG i Sargans oraz Vaduz w Liechtensteinie.
Austria (Feldkirch)
Z Feldkirch miałam już zaplanowany następny etap podróży. Wsiadłam tam do nocnego pociągu (chyba chorwackiego), miałam dużo wcześniej kupioną miejscówkę w kuszetce, po takim męczącym dniu jedyne o czym marzyłam to iść spać… Ale nie, konduktor ledwo mówiący po angielsku postanowił stanąć na straży mojej cnoty i nie pozwolił mi spać na moim miejscu, bo akurat byli tam sami faceci 😅Musiałam poczekać, aż pociąg ruszy (na stacji był sporo przed odjazdem) i dzielny konduktor znajdzie mi nowe miejsce.
Dalsza droga
Kolejnymi przystankami na mojej trasie były Lublana, Zagrzeb, Budapeszt, Bratysława i w końcu Wiedeń. Standard pociągów najlepszy był chyba w Szwajcarii i Austrii, chociaż w pozostałych również podróżowało się komfortowo. Gdy tylko mogłam, szukałam miejsc z gniazdkami, żeby móc podładować telefon. W sytuacji gdy w hostelach spędzałam tylko noce, naładowana bateria to był skarb. Zwłaszcza, że skorzystanie z mojego malutkiego pakietu Internetu nie raz mnie ratowało.
I do domu
Uff i w końcu, udało mi się na dworcu w Wiedniu doczekać mojego nocnego pociągu do Polski. Niestety tym razem miałam zwykłe miejsce siedzące i o spaniu nie było mowy. W sumie nie było to jednak problemem, bo natrafiłam na ciekawe towarzystwo (para emerytów i dwóch facetów w średnim wieku) i czas upłynął nam na rozmowie. Panowie nawet postanowili zakupić w pociągu czeskie, częstując mnie przy okazji. Do Katowic dotarłam więc o świcie po nieprzespanej nocy, a czekała mnie jeszcze 4-godzinna podróż busem… Dojechałam gdzieś na 10 i co? Poszłam prosto do pracy, a wieczorem rozpoczęły się 3-dniowe Juwenalia 😁
Podsumowanie
Zbierając to wszystko do kupy: 7 odwiedzonych państw, przejazd przez terytorium 9, 14 różnych miejscowości… Oj było intensywnie. Nie miałam praktycznie czasu na odpoczynek, chyba, że czekając na jakieś połączenie. Właściwie non-stop byłam w drodze, przy okazji planując jeszcze zwiedzanie kolejnych miast przy użyciu telefonu bądź darmowych mapek. Starałam się wykorzystać mój czas w 100% i chyba się udało. Tyle różnorodnych miejsc i ludzi, codziennie spanie w innym łóżku. Do tego podróżowałam samotnie, zdana tylko na siebie i musiałam sobie poradzić w każdych okolicznościach. Oczywiście było to wszystko bardzo męczące, ale dla takiej niesamowitej przygody jaką była ta wycieczka — zdecydowanie warto!