Tajlandia 1: Jak w dwa tygodnie zorganizowałam samotną podróż
Tajlandia 1: Jak w dwa tygodnie zorganizowałam samotną podróż
To był szalony okres w moim życiu. Szybka decyzja o zmianie firmy, wypowiedzenie, dokańczanie ostatnich obowiązków, miesiąc do końca pracy i dwa tygodnie urlopu do wykorzystania. A przecież szkoda by było, żeby się zmarnował, prawda?
Lecę do Tajlandii!
Data podróży: 15-26 kwietnia 2017
O podróży do Tajlandii myślałam już od dłuższego czasu. Przede wszystkim jak na pierwszą wyprawę poza Europę wydawał mi się to być w miarę przystępny cel — tani i z rozwiniętą turystyką. Do tego Azja i buddyjska kultura zawsze wzbudzały moje zainteresowanie. Jednak realizacja tego wypadu zawsze schodziła na dalszy plan, nigdy nie mogłam znaleźć czasu itd. Dlatego dowiadując się o nadchodzącym wolnym, od razu wiedziałam, gdzie pojadę.
Przygotowania
Miałam już jakieś doświadczenie w podróżach po Europie, w większości samotnych, jednak mimo wszystko początkowo czułam się dość niepewnie, organizując ten wypad. Koniec końców wyszło bardzo fajnie 😊 Starałam się przygotować jak najlepiej, dlatego przede wszystkim zadbałam o swoje bezpieczeństwo. Wykupiłam ubezpieczenie, niby tylko około 100zł ale jaki komfort psychiczny. Dużo też naczytałam się o możliwych nieprzyjemnościach po kontakcie z tamtejszym jedzeniem i wodą, dlatego uzbroiłam się w dość sporo leków. Niektóre zażywając już regularnie przed wyjazdem, żeby nieco przygotować mój brzuszek 😁 Miałam też zawsze przy sobie żel do mycia rąk bez wody. Ominęły mnie dylematy pt. szczepić się czy nie szczepić, w tak krótkim czasie to i tak nie byłoby możliwe. A jak się później okazało, spokojnie obyło się bez szczepionek.
Okres przed wyjazdem upłynął mi na kompletowaniu bagażu. Nie miałam nawet porządnej torby podróżnej, chociaż jak się później okazało zakup takowej był sporym błędem. Spokojnie dałabym radę z samym podręcznym 😉 Starałam się też ustalić w miarę rozsądny plan podróży i zarezerwować noclegi, z których te najlepsze pewnie porozchodziły się dużo wcześniej. Ostatecznie zdecydowałam się na 7 nocy w Bangkoku i 4 na wyspie Koh Chang.
Lot
Kluczowy element każdej wycieczki. Rezerwując z tak krótkim wyprzedzeniem nie mogłam sobie pozwolić na marudzenie, choć niestety z żalem wspominałam wszystkie promocyjne ceny, które zdarzało mi się widywać wcześniej. Stanęło na rosyjskich liniach Aerofłot, w cenie około 2200zł w obie strony. Miałam nieco obaw odnośnie tej linii (w pracy na pocieszenie usłyszałam „swoich przecież nie zestrzelą!”) ale ostatecznie okazał się to być bardzo dobry wybór, głównie ze względu na wygodne przesiadki. Standard obsługi w samolocie był OK, ale myślę, że tak długa podróż (łącznie z przesiadkami jakieś 15 godzin) jest męcząca niezależnie od niego.
Podróż
W końcu nadszedł długo wyczekiwany moment, jak zwykle na wariackich papierach. Przez sentymenty przeciągnął mi się ostatni dzień w pracy, w domu ekspresowe pakowanie, żeby zdążyć na busa. Kilkugodzinna trasa do Warszawy minęła w szalonym tempie, bo w ostatniej chwili miałam jeszcze pewien projekt do skończenia (na starym, malutkim netbooku, gdzie programowanie jest ostatnią rzeczą, do której się nadaje…). Późnym wieczorem dotarłam do mieszkania koleżanki, która zgodziła się mnie przenocować. Rano dojazd na lotnisko minął całkiem gładko. Problem był jedynie taki, że w tym całym zamieszaniu dopadło mnie przeziębienie 😂 W samolocie byłam już tak wykończona, przez co widząc, że mogę dostać jedynie mięsne posiłki, skusiłam się na kurczaka… Ja, wegetarianka od kilkunastu lat 😂
Pierwsze chwile w Tajlandii
Pierwszy tajski krajobraz z jakim miałam styczność, to widok na liczne zielone pola ryżowe z okna samolotu. Ogólne wrażenia zaraz po przylocie bardzo pozytywne. Duże lotnisko, przemiła i sprawna obsługa w miejscu, gdzie kupowałam kartę sim. Mimo, że miałam czerwony od smarkania nos, pani z punktu powiedziała, że wyglądam jak księżniczka Disneya 💕
Ponieważ przyjeżdżałam nad ranem, mając sporo czasu do check-inu, stwierdziłam, że dojadę do centrum Bangkoku kolejką, a resztę trasy do hotelu pieszo (jakaś godzina drogi). O ile nowoczesny pociąg zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, tak prawdziwe zderzenie z Tajlandią miałam wtedy, gdy z niego wysiadłam. Upał, ciasne chodniki, chaotyczny ruch uliczny i wszędzie zapach curry… do hotelu dotarłam z pewną ulgą. Zameldowałam się, zebrałam się jeszcze na pierwszy krótki spacer po okolicy połączony z kupnem wody. Po powrocie rzuciłam się na łóżko i od razu zasnęłam przesypiając kilkaście godzin. Witaj niesamowita Tajlandio! Ale najpierw… krótka drzemka 😁