Ateny
Ateny
Powiew starożytności i rosnące w słońcu mandarynki.
Okoliczności wyjazdu
Data podróży: 10-13 marca 2016
Babski wypad — miał być gdzieś, żeby pogoda była przyjemna o tej porze roku, mnie zależało na odwiedzeniu kolejnej stolicy, padło więc na Ateny. Na miejsce dotarłyśmy późnym wieczorem, z tego co sprawdziłam najlepszy dojazd z lotniska miał być metrem, udałyśmy się więc na stację. Tam było podejrzanie pusto, puste kasy, zero obsługi, automaty, w których nie dało się kupić normalnego biletu… Generalnie bardzo dziwnie to wszystko wyglądało. Miałyśmy szczęście spotkać innych Polaków, od których dowiedziałyśmy się, że metro strajkuje! Nie wiem, czy tylko mnie to wydaje się totalnie nieodpowiedzialne, akurat w tak ważnym miejscu jak lotnisko, jeszcze bez jakiejkolwiek informacji dla turystów? Godzina była późna, a jakoś trzeba się wydostać. Jedyną opcją okazał się być rzadko kursujący autobus, totalnie przepełniony i trzeba było niemalże walczyć, żeby jakoś się dopchać. Do tego niemożliwe było kupno biletu, więc dodatkowy stres w postaci jazdy na gapę 😱 Cóż, przynajmniej noce w Grecji nie były chłodne.
Ostatecznie udało nam się dotrzeć do hotelu. Spałyśmy w Acropolis House i bardzo miło wspominam to miejsce, budynek stary ale za to klimatyczny, przemiła obsługa, smaczne śniadania i świetna lokalizacja.
Zwiedzanie i wrażenia
Naszym pierwszym punktem na liście był Akropol. Sama droga na górę była atrakcją samą w sobie, szłyśmy wąskimi ścieżkami i schodkami pośród charakterystycznych, białych domków z niebieskimi okiennicami, w cykladzkim stylu. Mega klimatyczne i urokliwe miejsce! Właściwie to ta część Aten, czyli Anafiotika spodobała mi się najbardziej. Jeśli chodzi o sam Akropol, polecam udać się tam rano, kiedy nie ma jeszcze tłumów. Ze wzgórza rozpościerają się przepiękne widoki, a ruiny świątyń robią wrażenie. W końcu mogłam zobaczyć na żywo nieszczęsny Partenon, który wylosowałam kiedyś na egzaminie z historii sztuki, a którego nazwy oczywiście zapomniałam (ostatecznie udało mi się uzasadnić epokę na tyle skutecznie, że jakoś zaliczyłam…). W okolicy można też było podziwiać z góry Teatr Dionizosa. Dalej udałyśmy się na zwiedzanie świątyni Zeusa i innych ruin… oj za dużo tej starożytności, już mi się myli to wszystko 😂
Kolejnego dnia wybrałyśmy się zobaczyć krótko plażę, co prawda pogoda jeszcze nie pozwalała na pluskanie się, ale okolica i widoki były bardzo ładne. Następnym punktem na liście było wzgórze Likavitos, widoki konkretne chociaż ja już chyba zdążyłam się napatrzeć na te wszystkie budynki. Za to niewątpliwym plusem Aten, jeśli chodzi o krajobraz, jest umiejscowienie blisko zarówno morza jak i górzystych terenów. Ostatniego dnia w niedzielę odwiedziłyśmy jeszcze targ Monastiraki i załapałyśmy na widowiskową ceremonię zmiany warty na placu Sindagma. Żołnierze ubrani są tradycyjny, efektowny strój i towarzyszy im orkiestra. Warto spróbować tak zaplanować wyjazd, żeby załapać się na ten moment.
Ateny trochę ciężko mi jednoznacznie ocenić, znalazło się tam parę ciekawych miejsc, uroku dodawała roślinność jak np. rosnące wszędzie drzewa z mandarynkami, ale generalnie to chyba nie mój typ miasta… Takie trochę nie ogarnięte. Natomiast to fajna opcja, żeby sobie nieco odpocząć od naszego klimatu.