Berlin
Berlin
Powiew minionej epoki wśród wyluzowanej atmosfery.
Okoliczności wyjazdu
Data podróży: 25-26 września 2016
Kiedy z mojego miasta uruchomiono lotnicze połączenie do Berlina od razu wiedziałam, że koniecznie muszę tam polecieć. Zwłaszcza, że przeczucie (słusznie zresztą jak się okazało) mówiło mi, że kierunek długo się nie utrzyma, więc trzeba korzystać. Wyjazd ten połączyłam jeszcze z wycieczką do Bukaresztu, uznając, że sam Berlin na tyle dni to jednak za mało.
Sam dojazd z lotniska (SXF) do centrum trochę mi zajął, a mój hotel (St. Michaels Heim) był położony jeszcze dalej. Za to okazał się być ulokowany w spokojnej, malowniczej, zielonej okolicy z pięknym widokiem z okna. Sam budynek był natomiast dość urokliwy. Nie spodziewałam się znaleźć czegoś takiego w Berlinie 🙂
Zwiedzanie i wrażenia
Swój pobyt w Berlinie zaczęłam od okolicy, w której znajdowały się m.in. wieża telewizyjna, Ratusz i Katedra, dlatego też powałęsałam się chwilę w tamtych stronach.
Nie wiem, czy była to zasługa niedzieli, pięknej pogody czy odbywającego się w ten dzień maratonu, ale Berlin zapamiętałam jako miasto z niezwykle sielankową, chilloutową, leniwą atmosferą, gdzie wiele osób wyszło z domów spokojnie się zrelaksować. Było to zwłaszcza zauważalne, kiedy przechodziłam obok Starego Muzeum. Dalej udałam się w kierunku Bramy Brandenburskiej, gdzie akurat zaplanowano metę maratonu. Zebrały się tam ogromne ilości ludzi, z których wielu popijało piwko, ogólnie panowała wesoła atmosfera. W okolicy udało mi się jeszcze zobaczyć gmach parlamentu, a następnie podjechałam pociągiem już nieco dalej, w pobliże dawnego przejścia Checkpoint Charlie. Przeszłam się jeszcze zobaczyć pozostałości muru berlińskiego, po drodze mijając wypożyczalnię kolorowych trabantów i kilka z nich na ulicy. Tak jakoś sentymentalnie się wtedy zrobiło 😌
Muszę przyznać, że Berlin nieco mnie zaskoczył. Przez ten krótki czas, który tam spędziłam, wydał mi się być otwartym i wyluzowanym miastem z pewnym unikalnym klimatem.