Londyn
Londyn
Majestatyczna, światowa metropolia, pełna atrakcyjnych i unikalnych miejsc do zobaczenia. Tylko wszystko na opak i nawet telefonu nie naładujesz.
Okoliczności wyjazdu
Data podróży: 25-27 września
Mój drugi samotny wyjazd, kolejny łatwy do zorganizowania — loty były nawet z mojego miasta, do tego w takich terminach, że można było spokojnie pojechać na weekend i nawet urlopu nie brać. Jedynym minusem było to, że Londyn niestety do najtańszych miast nie należy. Wybrałam hostel The White Ferry, który standardem nie powalał, ale przynajmniej miał dobrą lokalizację, na czym zależało mi przyjeżdżając późno w nocy. Na plus można zaliczyć też to, że na dole mieścił się pub, można było znaleźć klimatyczne miejsce do napicia się lokalnego piwa. W hostelu spotkała mnie też niemiła niespodzianka — totalnie zapomniałam o brytyjskich gniazdkach i nie ogarnęłam sobie żadnej przejściówki, za które w hostelu wołali nieadekwatne kwoty. Dlatego z Londynu praktycznie nie mam zdjęć — oszczędzałam baterię w telefonie. Później dopiero z poznaną w hostelu Portugalką równie nieprzygotowaną co ja
Zwiedzanie i wrażenia
Pierwszym co zauważyłam po przyjeździe do Londynu był brak takiego uczucia wyobcowania jak w nieanglojęzycznych krajach. Wszystkie napisy, rozmowy były dla mnie zrozumiałe, to spora różnica. Do tego od razu spodobała mi się wiktoriańska architektura i inne charakterystyczne elementy tworzące klimat miasta — wąskie jednokierunkowe uliczki, autobusy itp. Pierwszy dzień zwiedzania miałam bardzo intensywny, zwłaszcza, że uparłam się wszędzie chodzić pieszo.
Zaliczyłam wtedy większość standardowych punktów programu: Buckingham Palace, Big Bena, Pałac Westminsterski, London Eye (ale bez przejażdżki niestety), Piccadilly Circus (które w tamtej formie chyba już przestało istnieć), China Town… Jako fanka Sherlocka z BBC uparłam się doczłapać na 221B Baker Street, a z kolei jako miłośniczka Harry’ego Pottera na dworzec King’s Cross (mimo, że w rzeczywistości to inaczej wygląda). Do tego jeszcze National Gallery (muzea w Londynie są za darmo, super sprawa). Pod koniec byłam już dość wykończona, prawie odpuściłam sobie muzeum Tate Modern, ale o dziwo trafiłam na nie przypadkiem już wracając do hostelu. Zależało mi na nim ze względu na prace prerafaelitów, zwłaszcza ulubioną „Ofelię”. Sporo tego jak na jeden raz 😵 Wieczorem zostało już tylko spróbować angielskiego piwa w pubie. Kolejny dzień już był na szczęście luźniejszy, głównie składając się z wypadu w okolice Tower Bridge.
Podsumowując, Londyn jest interesującym miastem ze swoimi specyficznymi elementami (w końcu Brytyjczycy zawsze muszą wszystko robić inaczej niż reszta) i z pewnością ma wiele do zaoferowania. Był to też jeden z moich najbardziej napakowanych zwiedzaniem weekendowych wypadów, no nie można się tam nudzić.