Dublin
Dublin
Nawet deszczowa pogoda niestraszna, kiedy można napić się piwa w prawdziwym Irish Pubie. A przy okazji pozwiedzać niezwykle klimatyczne miasto.
Okoliczności wyjazdu
Data podróży: 19-21 października 2017
Ah te emigracyjne kierunki, bezpośrednie loty znalazły się nawet z mojego miasta. Tak że dotarcie do Dublina przebiegło raczej bezproblemowo. Postanowiliśmy spać budżetowo, więc zdecydowaliśmy się na hostel. Abbey Court, bardzo dobrze położony. Oczywiście po raz kolejny zapomniałam o przejściówce do prądu, ale udało się ją na szczęście tanio kupić w pobliskim markecie.
Zwiedzanie i wrażenia
Zaczęliśmy od spaceru po mieście. Pełnym charakterystycznych budynków z kolorowymi drzwiami, mnóstwem kamiennych elementów i z piętrowymi autobusami kursującymi po ulicach. Zobaczyliśmy obie średniowieczne katedry, Kościoła Chrystusowego oraz św. Patryka. Zwłaszcza ta druga robiła imponujące wrażenie, z dużą ilością zieleni w okół. Przyjemnie było tam chwilę posiedzieć i poobserwować dublińskie życie. Następnie zahaczyliśmy o zamek, chociaż z perspektywy dziedzińca ciężko było go obejrzeć w całej okazałości.
W międzyczasie jeszcze trochę poprzechadzaliśmy się klimatycznymi dublińskimi uliczkami, aż nadszedł czas na najbardziej wyczekiwany punkt programu. Mianowicie wizytę w pierwszym Irish Pubie 😍 Na początek odwiedziliśmy chyba ten najbardziej znany, czyli Temple Bar. Prezentował się ciekawe zarówno od zewnątrz, jak również w środku, z tradycyjnym wystrojem. Mnóstwo ludzi, głośna atmosfera, muzyka na żywo. I oczywiście oryginalny, ciemny Guinness do wypicia! Spędziliśmy tam chwilę, po czym udaliśmy się na dalsze zwiedzanie. Padło na Bibliotekę Trinity College.
Można tam było również zobaczyć Księgę z Kells, ale to nie ona była głównym celem. Największe wrażenie robiła główna sala biblioteki, po prostu wow! Ogromne, wysokie pomieszczenie, od góry do dołu wypełnione starymi książkami. Wyglądało to magicznie, niczym sceneria z Harry’ego Pottera. Niesamowicie mi się tam spodobało. Na wieczór Dublin uraczył nas swoją typową, deszczową pogodą. Nie przeszkadzało nam to zbytnio, bo w planach i tak był kolejny Irish Pub, odrobina irlandzkiej kuchni oraz piwa 😉
Kolejnego dnia postanowiliśmy zobaczyć Dublin od trochę innej strony i wybraliśmy się na obrzeża miasta oraz nad morze. W teorii brzmi całkiem nieźle, jednak rozpadało się wtedy kompletnie. Zamiast morza zobaczyliśmy szarą plamę, przy okazji przemakając do suchej nitki. Ale co tam, po powrocie do centrum przecież można było schować się… tak tak, w kolejnym Irish Pubie. Padło na O’Neills, kolejny tradycyjny lokal, o bogato ozdobionym wnętrzu, z dobrym jedzeniem i piwem.
Podsumowując, Dublin oceniam jako niezwykle klimatyczny, gdzie można poczuć tę unikalną irlandzką kulturę. Nawet typowa wyspiarska pogoda nie była przeszkodą, żeby cieszyć się tym miastem.