Kiszyniów
Kiszyniów
W poszukiwaniu ciekawych miejsc ukrytych w postkomunistycznym klimacie.
Okoliczności wyjazdu
Data podróży: 1-3 maja 2019
Kiszyniów był naszym drugim przystankiem w Mołdawii, a jako stolica był właściwie głównym celem całej majówkowej eskapady (choć zdecydowanie nie najbardziej atrakcyjnym 😅). Dojechaliśmy tam typowym, małym i zapchanym busem z Trebujeni.
Kiszyniów przywitał nas ogromnym korkiem i ogólnym chaosem w okolicy głównego dworca. Spaliśmy w hotelu Cosmos, który czasy najlepszej świetności zdecydowanie miał już za sobą, ale za to oferował fajny widok z balkonu. Do tego małym szokiem była obsługa świetnie mówiąca po angielsku 😅
Zwiedzanie i wrażenia
Pierwsze co oczywiście rzuca się w oczy po przyjeździe do Kiszyniowa, to architektura budynków w komunistycznym stylu, będących często brzydkimi i zapuszczonymi molochami. Mimo to znalazło się też kilka ładnych miejsc. Zobaczyliśmy Łuk Triumfalny, pomnik św. Stefana Wielkiego i Sobór Narodzenia Pańskiego. Przyjemne wrażenie zrobił deptak, na którym znajdował się pomnik Zakochanych. Ciekawie wyglądało kilka budynków muzeów, jednak nie zdecydowaliśmy się na zwiedzenie ich.
Spodobało mi się też to, że w mieście znalazło się trochę parków, niektóre nawet spore. Zwłaszcza Rose Valley mnie zauroczyło i przyjemnie było tam pospacerować.
Moją uwagę w Kiszyniowie zwróciło zamiłowanie mieszkańców do przeróżnych form handlu. Już wysiadając na dworcu autobusowym przypadkiem zahaczyliśmy o Piaţa Centrală, ogromny bazar, pełny różnorodnych straganów. Dawał odczucie podróży do przeszłości i ze względu na duży tłok staraliśmy się jak najszybciej stamtąd ewakuować. Ale nie tylko tam spotkaliśmy się z handlem ulicznym, ogólnie przechadzając się po Kiszyniowie pełno było mniejszych i większych sklepików czy prostych stoisk przy chodnikach. Miałam wrażenie, że prościej w tym mieście kupić perfumy i ubrania, niż zrobić zakupy spożywcze w markecie.
Kiszyniów zdecydowanie nie jest najpiękniejszym, czy najbardziej atrakcyjnym miastem, jakie dane mi było odwiedzić. Mimo wszystko myślę, że nawet tam da się znaleźć coś ciekawego. Choć oczywiście dużo lepsze wrażenie zrobiły na mnie inne miejsca w Mołdawii, jak Orhei Vechi, czy Cricova. Ta ostatnia jest bardzo łatwo osiągalna miejskim autobusem z Kiszyniowa, więc można to zaliczyć do plusów tego miasta.